sobota, 8 grudnia 2012
dzisiaj ryczę...
Oliwka śpi, a ja czekam na Adriana. Przyjedzie później, ponieważ akumulator padł i samochód nie chciał odpalić;/ Mam dzisiaj fatalny humor. Znowu trafiłam na strony dzieciaczków, które przegrały z neuroblastomą. Ta choroba jest paskudna! Niektóre maluchy nie dotrwały do końca leczenia, bo okazywało się, że zaraz przed radioterapią, po przeszczepie szpiku, następował bardzo agresywny nawrót choroby i dziecko w ciągu miesiąca umierało...Boże, jak ja się zryczałam...Nie wiem, chyba uwielbiam się tak samobiczować, po co ja to robię...jak sobie pomyslę, że mojej Oliwce mogłoby się coś stać...przecież po śmierci ukochanego dziecka nie ma już życia...nikt mi nie powie, że jeszcze można być szczęśliwym...gdyby miało się nawet dziesięcioro później, to zawsze, gdzieś tam, człowiek będzie myślał, że miał jeszcze jedno, że ono gdzieś tam jest...to się nie da tak żyć, z tymi myślami. Pamiętam, że dotarłam na blog mamy, której córeczka przegrała z NB. Pięc lat po jej odejściu, ta kobieta biegła na cmentarz, żeby np. szybko uprzątnąć śnieg z nagrobka, żeby jej córeczce nie było zimno. Gdy zbliżał się rok szkolny, wchodziła do sklepów i myslała o tym, jaki piórnik kupiłaby swojej córeczce, gdyby ta teraz żyła, wybierała prezenty na święta. Pomyslicie - powinna się leczyć. Zgadzam się, ale czy z tym...czy z odejściem dziecka można się uporać, pogodzić się? NIGDY! Dlatego uważam, że życie się kończy, że staje się udręką. Ja wiem jedno i jestem tego cholernie pewna...jeśli moje dziecko zostanie pokonane przez chorobę, to odejdę razem z nią...nie chcę się męczyć, biegać po psychoterapeutach i próbować postawić się na nogi, nie chcę żyć, chodzić po ulicach i patrzeć na małe dziewczynki i myśleć -"tak teraz mogłaby wyglądać moja córeczka". Nie chcę być matką, która nie ma dziecka...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Droga Pani,
OdpowiedzUsuńGdy miałam 18 lat zachorowała moja mama, w wieku 19 lat, miesiąc przed maturą zmarła, w same święta. Zawsze powtarzałam, że jeśli ona umrze, ja razem z nią. Nie wyobrażałam sobie życia bez niej, byłyśmy bardzo zżyte, tylko z nią mogłam tak naprawdę porozmawiać. Miała tylko 42 lata. Nikt ze mną nie rozmawiał o tym co się stało, do tej pory temat mamy to temat tabu. Ale żyję. Nie poddałam się chociaz byłam z tym sama. Nie może Pani myśleć w ten sposób. Będzie dobrze, Olwika z tego wyjdzie! Też jak jest mi smutno to oglądam zdjęcia, słucham smutnych piosenek, nie wiem czemu tak się katuję, ale chyba nasz typ tak ma... :) Mam propozycję. :) Niech Pani zagląda na blogi np. Oliwierka Przybka, albo Kubusia Chojneckiego. :) Myślę ,że to najlepsze rozwiązanie :)
Proszę się trzymać, ściskam Was mocno i bardzo Wam kibicuję! BĘDZIE DOBRZE!!!!!!!!!!!
Dziękuję za tak wzruszające i bolesne wyznanie. Bardzo współczuję, myślami i sercem jestem z Panią! (i znowu ryczę)
UsuńBardzo często zaglądam na te blogi...dołujące jest jednak to, że są to nieliczne historie NB zakończone szczęśliwie...Ściskam mocno!!!!!
Ale są :) Oliwka będzie następną, którą będziemy pokazywać jako przykład, że tego paskuda da się zwalczyć.
UsuńBuziaczki dla Pani i dla Oliwci. :*
Byłam z synkiem na meczu, oczywiście obojętnie nie moglismy przejść obok wolontariuszy:-) wiem co Pani przeżywa, przeszłam to rok temu, niestety nam się nie udało, przegrałysmy walke z chorobą, jednak wierzę że Wam się uda dziewczyny i jestem z wami całym sercem Pozdrawiam cieplutko trzeba mieć nadzieje do końca
UsuńDoskonale Panią rozumiem, sama przez to wszystko przeszłam. Dziś mój syn ma 13 lat , jest zdrowy, silny, mądry....Urodził się z neuroblastomą lewego nadnercza, wygraliśmy walkę o jego życie. Pamiętam łzy, niepewność, bezsilność...ten koszmar będzie ze mną do końca mojego życia. Trzymam kciuki za Oliwkę, to dzielna dziewczynka, i ma oparcie we Wspaniałych Rodzicach...powodzenia
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa wsparcia. Czy mogłaby mi Pani napisać, w jakim wieku był Pani syn, gdy zdiagnozowano chorobę i na który stopień został zakwalifikowany? jak długo się leczyliście?
UsuńRozumiem, że jako matka powinnam myśleć pozytywnie, ale z drugiej strony, mam świadomość, że moje dziecko choruje na najcięższy nowotwór wieku dziecięcego i tu się może zdarzyć wszystko...więc czasami pojawiają się takie złe myśli...
Pozdrawiam!
u mojego syna zdiagnozowano chorobę jeszcze w moim brzuchu tzn. stwierdzono ,że dziecko ma guza, a konkrety będą znane dopiero po "otwarciu dziecka" i pobraniu badań. Mój synuś miał olbrzymie szczęście, skończyło się jedynie na usunięciu guza w 7 tygodniu życia, kontrolowany był do 5 roku w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie.
UsuńJa też byłam zmęczona, zniechęcona, tęskniłam za domem , za normalnym życiem, nie miałam żadnej informacji o stanie dziecka i postępach leczenia( niestety, takie były wówczas realia, istna zmowa milczenia wśród personelu)wokół ludzkie tragedie...ale wszystka to się kiedyś kończy ..a nagrodą jest zdrowie dziecka. Mam świadomość, ze sytuacja Oliwki jest inna niż mojego Kuby...ale proszę nie tracić nadziei... neuroblastoma wcześnie wykryta daje największe szanse wyleczenia, u syna po operacji pojawiły się bezdechy, podczas tomografii okazało się , że ma dziury w mózgu i możne być roślinką...i przez to przeszliśmy zwycięsko... proszę doceniać każdy dzień, nawet niewielkie postępy,uśmiechać się, pozwolić na to, by ktoś zamienił Panią przy opiece nad córką ( łatwo mi mówić , ja sama spędziłam 7 tygodni non stop przy dziecku, śpiąc na krześle- bałam się że w czasie mojej nieobecności wydarzy się coś złego),ale ...nadzieja umiera ostatnia...na pewno się uda...rzeczywiste możne zdarzyć się wszystko ...ale wówczas nie będziemy mieć na to żadnego wpływu...głowa do góry
Asienko, kazdego dnia czlowiek martwi sie o swoje dzieciaczki, zwykle schodzenie ze schodow moze skonczyc sie smiercia, ba picie soku czy jezdzenie zupy. Nie mozna przywolywac czarnych mysli, bo kazda matka czy ojciec dostalby schizy na punkcie dzieciaczka swojego. Zamkneliby je pod kloszem i nie wypuszczali z domu. Nie szukaj na necie takich czarnych scenariuszy. Ludzkie zycie jest pelne cierpienia, ale tez sa dni pelne radosci, smiechu i szczescia. I tymi dniami ladujmy baterie. Czerp sile z pozytywnych wibracji, ktore wszyscy do Was slemy.
OdpowiedzUsuńJa wierze gleboko, ze Oliwce pisany jest inny, optymistyczny los. Moze nie dzis, nie za miesiac, ale w koncu cholerny guz odpusci. Musi, bo tyle ludzi zyczy mu tak zle, ze nie ma innej opcji. Szlag go w koncu trafi!!!! Caluje Was mocno i jestem blisko malej Wojowniczki. Anita
ale przecież Oliwka wygra :) g
OdpowiedzUsuńDziękuję Anitko:* Czasami tak mnie dopada...może w ten sposób się resetuję...nie wiem...dzisiaj potrzebuję się wypłakać...ściskam mocno!
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze jest się wypłakać,to podobno pomaga.Jest Pani silną i wspaniała mamą.Oliwka na pewno wygra walkę z tym paskudztwem !!!Jesteśmy z Wami,trzymajcie się cieplutko!!!
OdpowiedzUsuńJa myślę że Ty nie szukasz stron o chorych dzieciach na NB żeby się samobiczować, tylko czytasz je bo szukasz w nich nadziei i słów że się udało. Nie zakładaj odrazu najgorszego, ciesz się każdym dniem z Oliwią. A czy da się żyć bez dziecka? nie wiem, bo nie jestem matką ale mam kogoś w rodzinie kto stracił maleństwo i żyje. Napewno pozostaje ogromna dziura w sercu i tęsknota i życie nie jest takie samo. I napewno wiem, że mówienie że czas leczy rany to nie prawda. Czas tylko przyzwyczaja Nas do tego bólu. Ja jednak wierze że Oliwia będzie tym cudem które przetrwa, było wywalczone podczas twojej ciąży więc po coś się pojawiła na tym świecie - żeby żyć z Wami :) A co do twojej wypowiedzi, mówisz że odejdziesz razem z dzieckiem. Ale przecież nie jesteś sama, a Twój mąż? dla Niego jesteś Ty i Oliwia całym światem. Adrian walczy o Was oby dwie. On będzie zawsze przy Tobie. Nie zapominaj o nim. Pozdrawiam Weronika
OdpowiedzUsuńDla mnie i tak Oliwka wygra tę walkę,jest tak dzielna,wierzę w nią.A Pani jest super mamą wiec dacie radę przez to wszystko przejść.Pozdrawiam i całuję:**
OdpowiedzUsuńMelania
wierze że Oliwka wygra walkę!!!!!codziennie modlę się o zdrowie dla niej....
OdpowiedzUsuńi ja wierze, ze wygracie ta bitwe a do czarnych mysli mowimy sio...
OdpowiedzUsuńNie, proszę nie myśleć o niepowodzeniu, chociaż wiem, że to bardzo trudne. Czarne myśli potrafią opętać.
OdpowiedzUsuń"Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość."
A ja się modlę za Was - by te dwie pozostałe, wiara i nadzieja, były tak samo silne jak miłość.
Asiu, jak masz potrzebę to wypłacz się mężowi na ramieniu, ale zrób to szybko i tak żeby córcia nie widziała. Każdego w końcu dopada taka pustka,złość, rozpacz i bezsilność, to takie ludzkie, szczególnie gdy jest się rodzicem. Później otrzyj łzy i ciesz się każdą chwilą z nią spędzoną. Tak jak ktoś już napisał czerp od nas wszystkich pozytywne wibracje. My wierzymy że Oliwka wygra tą nierówną walkę, jaką jej przyszło stoczyć o życie, na samym początku jej istnienia. Jestem całym sercem z Wami i pamiętaj nie poddajemy się !!! Właśnie siedzę i czaruję piękne aniołki z masy solnej na kiermasz świąteczny, zmobilizowałam wielu moich znajomych którzy robią piękne rzeczy i właśnie je tworzą. Robię to bo tak trzeba,bo bo jestem pewna, że to wszystko nie pójdzie na marne i Oliwka otrzyma właściwe leczenie i wygra!!!! Ania Sz.
OdpowiedzUsuńNawet o tym nie myśl i przestań czytać te hiobowe wieści, ani z tego pożytku ani konkretnej informacji, a jedynie łzy i strach. Wszyscy staramy się Wam jakoś pomóc i wierze, że w jedności siła! Modlę się za zdrowie Waszej Oliwkii codziennie, zbieram te nakrętki, może uda mi się zorganizować coś jeszcze na Waszą rzecz, bo wierz, że zdążę przed Panem Bogiem i Ty myśl tak samo.
OdpowiedzUsuńWitam Panią.Pani Asiu proponuję Pani o skontaktowanie się z Rodzicami chłopczyka,który nazywa się Oliwier Przybek,Ten chłopczyk chorował na ta chorobę co Pani córeczka IV stopnia,jest po leczeniu w Niemczech,wyniki są wspaniałe,dziecko czuje się bardzo dobrze,czyli wszystko jest ok.Także czarne myśli niech Pani odrzuca,musi być dobrze,a życie jest ogólnie ciężkie,niesprawiedliwe,ale to nie temat żeby go rozwijać,najważniejsza jest w tej chwili Wasza Mała Dziewczynka i ważne jest aby Wam się udało jak najszybciej dostać do dobrej klinki ,a na pewno już namiary Macie.
OdpowiedzUsuńA Oliwierek ma u nas swój pokoik... było ciężko, za to teraz jest bardzo optymistycznie :) http://www.ludzie-serca.pl/forum/index.php?board=186.0
UsuńProsze się nie biczować myślami, będzie dobrze :)
Asiu ,prosze nie czytaj tego wiecej bo to nie pomoze Ci !!Wrecz zabraniam!!!!Tylu wspanialych ludzi robi niesamowite rzeczy ,zeby pomoc Waszej cudownej coreczce.Dlaczego to robia ,bo wierza ze sie uda.W koncu wygramy ,ja w to wierze!!!!!Wyplacz sie w ramie Adriana,a jutro znowu bedzie dzien i moze przyniesie lepsze wiesci.Sciskam Was mocno;**Magda
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki
OdpowiedzUsuńprzeczytałam pani słowa i się popłakałam. Myślę, że tylko matka może zrozumieć drugą matkę i jej wyznanie, że gdyby coś, to nie umiałaby dalej żyć. Nie da się zastąpić jednego dziecka miłością do drugiego, ale... trzeba wierzyć, że mała pokona chorobę przy waszej pomocy.
OdpowiedzUsuńJa się cieszę, że mam zdrowe dziecko, ale czym prędzej wracam na stronę sweetdeal i wpłacam pieniążki na pomoc :) Chociaż tak mogę pomóc.
Najlepiej nie dusić myśli uczuć w sobie, dobrze, że teraz można prowadzić blogi dzielić się tym co nas otacza. Tak by uczulić innych na to, że nie wszędzie jest zabawa i piękno wokół nas, ale jest też smutek i cierpienie i nie trzeba czasem wiele by komuś pomóc...
Trzymam kciuki za Was i inne chore dzieci, bo najsmutniejsze jest to, że tak małe istotki już tak cierpią a jeszcze na dobre nie poznały życia i często w takich sytuacjach wbrew pozorom są silniejsze od dorosłych
Bardzo dziękuję za tak piękny komentarz. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńTo nie jest normalne, żeby po 5 latach nie pogodzić się ze stratą dziecka. Żal mi matki, o której Pani pisze. Z każdym odejściem trzeba się pogodzić, po to jest żałoba. A potem żyć dalej i mieć nawet kolejnych 10-cioro dzieciąt, też ukochanych, nie zapominając o tym, które odeszło. Pogodzenie ze stratą nie ma nic wspólnego z zapomnieniem. Rozdrapywanie ran przez 5 lat jest chore. Matka zawsze kocha swoje dzieci. Wszystkie. To, że ma następne, nie znaczy, że zapomniała o tych które odeszły. To, że pamięta o tych, które odeszły, nie znaczy, że mniej kocha te, które teraz z nią żyją. Piszę to jako matka, która dawno temu straciła 2 dzieci, a teraz wychowuje 16- i 6-letnie i życia bez nich nie widzi (mimo, że nigdy nie dopuści do odejścia w zapomnienie ich starszego, nieżyjącego rodzeństwa) :)
OdpowiedzUsuńHalo halo. Moja droga, przypominam, że temat odchodzenia akurat Was to nie dotyczy. Wszystko będzie dobrze. Trzymam kciuki. Oliwka jest boska! I od dziś - zakaz wchodzenia na takie fora! Dla dobra wszystkich!(czytaczy też).
Dziękuję! Piękny komentarz! Okropnie się zryczałam...Przytulam mocno!
Usuń