Kto mnie zna, ten wie, że z natury dość dużo mówię...w szpitalu, nie mam do kogo się wygadać, więc stąd tak dużo postów...jeśli Was zamęczam - wybaczcie;) Pisanie stało się dla mnie formą terapii, jest swoistym katharsis...Kiedyś był to sport, teraz ciężko o regularne treningi...W sumie chętnie bym pobiegała po szpitalnym korytarzu, zrobiła kilka pompek, brzuszków i takie tam inne, ale personel mógłby uznać mnie za wariatkę;))) Tęsknię za swoją pracą, za dawnym życiem, za tym szczęściem dnia codziennego, spokojem i nawet za tą cała monotonią oraz zwykłością...Tak, z dzisiejszej perspektywy, zwyczajne życie jest luksusem...
Kiedy poznałam swojego męża, kiedy przyjaźniliśmy się przez kilkanaście(!) lat, nigdy bym nie pomyślała, że życie napisze dla nas taki scenariusz. To znaczy, nigdy bym nie uwierzyła, jakby mi ktoś powiedział, że się w sobie zakochamy;) Przecież nawet nie był w moim typie! ;) Ha, ale wszystko gdzieś tam jest zapisane... Potem były studia w Toruniu i ta magia tego miasta, tak chyba na nas podziałała, że postanowiliśmy być razem...9 sierpnia 2008 roku wzięliśmy ślub...chciałabym napisać: "i żyli długo i szczęśliwie", ale jak wiecie, życie nam nie szczędzi dramatycznych chwil...Zaczęło się od mojej zagrożonej ciąży. Walczyliśmy o każdy dzień dla naszego maleństwa. Długie dni i godziny przeleżałam gapiąc się w sufit...Rycząc zastanawiałam się, co jest ze mną nie tak, że nawet własnego dziecka nie potrafię donosić do bezpiecznego dla niego czasu...Myślałam, że to najtrudniejszy moment w naszym życiu...myliłam się...Kiedy Oliwia miała 4 miesiące, 3 lipca 2011 roku, jej dziadek, a mój ukochany tata, uległ bardzo poważnemu wypadkowi motocyklowemu. Był w bardzo ciężkim stanie, długo o niego walczyliśmy, dużo przeszliśmy, do dzisiaj jest niepełnosprawny...a potem był wrzesień 2012 roku i zrozumiałam, że pomyliłam się drugi raz...!8 września zapadła diagnoza, która brzmiała jak wyrok...runął nasz świat...jedyne, co zapamiętałam z tego dnia, to słowa mojego męża: "ja się nie zgadzam!" Wtedy też, pierwszy raz, widziałam jak płacze...a ja...ja byłam jak robot, zupełnie bez uczuć, jakaś ogłupiała...nie płakałam...myślałam, że my tu tylko na chwilę, że Oliwka dostanie lekką chemię, guz się zmniejszy, wytną i do domu...Po dwóch tygodniach przyjechała moja mama...i dopiero wtedy we mnie coś pękło...uciekłam do szpitalnego hotelu...dopadła mnie taka histeria, taki płacz...wyłam z bezsilności krzycząc "Boże, dlaczego nam to robisz"...nie mogłam się uspokoić...chciałam umrzeć...naprawdę chciałam umrzeć...ale potem pomyślałam sobie o moim największym cudzie, o moim upragnionym szczęściu, mojej największej miłości...przecież ten mały człowieczek, ta malutka dziewczynka potrzebuje mnie najbardziej na świecie, jestem najważniejszą osobą w jej życiu, razem zasypiamy i razem się budzimy...w ciągu dnia otula moją szyję swoimi małymi rączkami, mokre usteczka składają buziaka na moim policzku i po chwili słyszę: "mami, kocham" Więc jakbym mogła umrzeć...jak mogłabym bez niej być...Jezu, nawet teraz, gdy o tym pomyślę, to ryczę, łzy ciekną mi po policzkach...Córeczko, będziemy z tatusiem walczyć o Ciebie!!! Zrobimy wszystko, żebyś była zdrowa! Taki jest nasz obowiązek, bo jesteś całym naszym życiem, a my nie możemy go stracić...
I tak zaczęła się nasza walka. Pisząc "nasza" mam na myśli moja i mojego męża i całej naszej rodziny, która bardzo się zjednoczyła, która otoczyła nas opieką, wsparciem, miłością...a za nią przyszli nasi przyjaciele, ci z lat szkoły podstawowej, liceum, z czasów studenckich, a potem włączyli się przyjaciele naszych przyjaciół, nasi koledzy i koleżanki, ich znajomi, nasi znajomi i wszyscy nieznajomi, o których nie mieliśmy pojęcia, a których poznajemy właśnie teraz...Wszyscy jesteście naszymi Aniołami, naszymi sprzymierzeńcami w tej trudnej walce, naszą siłą napędową...
Chciałabym na koniec napisać o jeszcze jednej rzeczy...Pamiętam, jak w dniu naszego ślubu, mój teść, powiedział: "Pamiętajcie, że tylko prawdziwa miłość przetrwa wszystkie złe i dobre chwile..." Ilekroć działo się źle w naszym życiu, przywoływałam właśnie te słowa...Dzisiaj jest bardzo źle, ale wiem, że przetrwamy...we troje...
za kazdym razem jak czytam Pani wpis to rycze i lzy leca po policzkach, tak bardzo sie modle o wyzdrowienie Oliwli.....jest dla was calym swiatem.....i pomyslec ze ja dzis mam zly dzien i psiocze na mojego meza, zamiast dziekowac Bogu za niego moje dzieci i zdrowie, i jedna mysl mi sie nasuwa ze nie doceniamy tego co mamy tylko dopiero jak dzieje sie zle!!!dziekuje Pani za ten wpis bp uswiadomil mi ze zycie jest tak ulotne i ze wszystko moze sie zmienic w jednej minucie, a ja podziekuje Bogu za to co mi dal wlasnie teraz i prosze Bozie o zdrowko dla Oliwki i duzo sily dla was bo WASZ MILOSC POKONA WSZYSTKO CO ZLE A PO ZLYM ZAWSZE PRZYCHODZI DOBRO-AMEN!!!!
OdpowiedzUsuńOj Asia i ja teraz tez strasznie się wzruszylam, jasne ze będziemy o was walczyć bo nie robią tego tylko ludzie bez wiary a my wierzymy ze wyjdziecie z tego !!! Słyszysz wierzymy !!!!! Całuje Oliwke
OdpowiedzUsuńja też się nie zgadzam. Nikt z nas się nie zgadza. Ale...może trudno o tym teraz mówić, może jeszcze trudno w to uwierzyć,ale... dacie radę, a właściwie...damy radę, Oliwka wyzdrowieje i niedługo dopiszemy "i żyli długo i szczeliwie". To jest tylko taka wzburzona fala, przez którą nasz statek przejdzie jeszcze bardziej wzmocniony! Jeśli wygramy z ta falą, to już żadna inna nie będzie nam w przyszłości straszna!!
OdpowiedzUsuńJa też się nie zgadzam, nikt się nie zgadza.....czytam każdego dnia Twoje słowa, każdego ranka włączam laptopa i zaglądam do Was, ostatnio mało komentuję Twoje posty, bo poprostu nie wiem co pisać...jestem wściekła na...nie wiem na co i na kogo, ale jestem cholernie wściekła, że coś takiego Wam się przytrafiło...ja pitole, jakie to niesprawiedliwe. Teraz siedzę i rycze jak dziecko...Asiula trzymaj się jakoś, jesteś niesamowita, że potrafisz o tym wszystkim pisać. Ucałuj Oliwkę ode mnie i od mojej Oli, ona teraz jest chora, ma zastrzyki, ale jakie to błahe w porównaniu z Twoimi problemami...Buziaki Kochana :******
OdpowiedzUsuńMoze spróbójcie CZD??? Echh takie drogie to alternatywne leczenie, zastawcie dom, samochod, ludzie WPLACAJCIE!!!! Na mnie tez mozecie liczyc, trzeba to naglosnic!!! Moze TV????? Prasa???? Podesle linki do kogo bede mogla. Ratujmy Oliwke! Boze patrz na nasza determinacje i pozwol jej zyc
OdpowiedzUsuńKochani nie mnie oceniać Waszą sytuację materialno - bytową, ale jeśli miałabym mieszkanie/dom, samochód, podobnie jak moim rodzice czy teściowie, a dziadkowie dziecka, dawno bym wszystko sprzedała bo suma sumarum uzbierałoby się na leczenie. Działajcie, tu nie ma na co czekać.Pozbyć się rzeczy materialnych, a ratować najważniejszą osobę w życiu. Trzymam za Was kciuki i mocno Wam kibicuję. Oliwia jest cudowna i wyzdrowieje. Nie ma innej opcji. Tylko potrzebuje leczenia od najlepszych, a więc za granicą. Całusy
OdpowiedzUsuńWystwic mieszkanie i samochód na sprzedaż, to nie problem - już to zrobiliśmy...znaleźć kupca - z tym jest ogromny problem!
UsuńJa też bym wystawiła wszystko co bym miała na sprzedaż byle ratować swoje dziecko. Teraz faktycznie kwestia znalezienia kupca. A powiedzcie mi czy kontaktowaliście się z TVN nie jesteś sam czy jakąkolwiek fundacja która zajmuje się utworzeniem konta smsowego na Oliwkę żeby była możliwość codziennego wysyłania na nią smsów. Albo utworzenia strony typu "pajacyk" codzienny klik na Oliwkę za czym by szły pieniążki?
UsuńProśbę z otworzeniem linii sms'owej wysłaliśmy tydzień temu do PLAY dziś dostałem potwierdzenie odbioru, czekam na odpowiedź z Warszawy.
UsuńNikt się nie zgadza...i dlatego walczymy wszyscy o Was i będziemy zawsze ! i basta...:) Masz kochanego męża - to duże wsparcie - jak widzę jak Adrian to wszystko ogarnia sprawy organizacyjne to... prawdziwy facet i podpora, ale dla tak kochanych Dziewczyn jak Ty i Oliwka to wiadomo, że inaczej nie można :) Tule:*
OdpowiedzUsuńnapewno przetrawcie!musicie!jak sama powiedzialas!jeszcze raz duzo sily!
OdpowiedzUsuńPrzetrwacie i to we troje. Mocno w to wierze i codziennie proszę o to Boga, choć muszę przyznać, że nie gadałam z Nim od lat. Ania
OdpowiedzUsuńAsiu, dla Oliwki poruszyliście już ziemię, akcja jej ratowania nabiera naprawdę dużego rozmachu, wierzę, że uda się zebrać pieniądze. Teraz modlitwami razem poruszymy niebo...
OdpowiedzUsuńprzetrwacie we Troje! Modlę sie za Was!!! Uściskuję przede wszystkim Ciebie dzielna Mamo!!!
OdpowiedzUsuńewa - gdańsk
Aśka przestaję czytać Waszego bloga. Łzy mi ciekną po policzkach, jak to czytam.... Same.
OdpowiedzUsuńCi ludzie, Asia, musisz mieć świadomość, że nie wzięli się z ulicy. Pomagają Tobie - tak jak kiedyś Ty pomogłaś im. Mnie również.
Zbieram dla Was te rękodzieła, nakrętki i wiem, że musi się udać!
Pisz "Moja Gaduło"... będę czytać, choć wolałabym Cię wyściskać..
M.
wiem co przeżywacie, przeżywamy to samo, ale tylko razem można to przetrwać, ja wciąż powtarzam "Wola Twoja Panie", trzymajcie się mama Marcinka
OdpowiedzUsuńPani Asiu. Mieszkam niedaleko Koszalina. Obydwoje z mężem zajmujemy się terapią Reiki. Proszę chwilę o tym poczytać i jeśli byłaby Pani zainteresowana taką sesją dla Oliwki, kiedy będziecie w domu, proszę dać znać.
OdpowiedzUsuńdorota.sadocha@interia.pl
Z takimi rodzicami musi się Oliwce udać. Moje myśli są przy Was codziennie. Chociaż Was nie znam osobiście, to Wasze przeżycia są mi bardzo bliskie...POWODZENIA
OdpowiedzUsuńWitam Bardzo Serdecznie Zycze Wszystkiego Najlepszego z Nadejściem 2013 roku i szybkiego powrotu do zdrowia.Pozdrawiam Cię Serdecznie Oliwko i Twoją Kochającą Rodziną.Adam Leszczyk z Rodziną z Trębaczewa(woj.Łódz)POZDRAWIAM CIEPLUTKO
OdpowiedzUsuńpiekny i wzruszajacy list napisalas Asiu ::)wszystko bedzie dobrze zobaczysz trzymamy mocno kciuki.Zobaczysz ze niedlugo bedziesz mogla Olivcie zabrac zdrowa do domku.Bog czowa nad wami sciskamy was mocno.Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuń