Witajcie!
Jakoś nie mogłam się zebrać, żeby napisać, co u nas. Zajęłam się ostatnio robieniem przetworów na zimę:) Słoików z różnymi dżemami, sokami i galaretkami przybywa;) Oliwka towarzyszy mi dzielnie w wyprawach na pobliski rynek. Swoim czterokołowym "bolidem" przywozi mamusi kilogramy owoców i warzyw;) Obiecała mi również, że ozdobi słoiki swoimi "klejami"! (Wszystkim "ciociom" dziękujemy serdecznie za podrzucenie nam twórczych pomysłów!) ;-)
Kocham ten czas, kiedy jesteśmy tylko we dwie. Uwielbiam patrzeć, jak jej małe pulchne paluszki wrzucają soczyste maliny do słoika. Oczywiście, co drugi owoc trafia do buzi łakomczucha;) Lubię czas naszych spacerów. Sprawność jej nóg przynosi mi spokój. Ostatnio szłyśmy na pocztę wysłać listy. Droga wiodła przez prawdziwy tor przeszkód. Z chodnika wystawały rozrośnięte konary drzew, nie wspominając już o tym, że brakowało płytek i noga, co chwilę, "nurkowała" w piachu. Oliwka dziarsko i bardzo energicznie ominęła cały tor przeszkód. Szłam, patrzyłam na nią, jak biegnie i wypełniało mnie szczęście. Ogarnął mnie totalny spokój. Pomyślałam sobie: "co tam bogactwa tego świata, zdrowe dziecko to jest szczęście!"...Boże, jak to cieszy...chciałabym, żeby tylko z takich radosnych chwil składało się moje życie. Wiem, to nierealne. Dlatego teraz inaczej patrzę na wszystko. Staram się nie przywiązywać wagi do drobnostek. Cieszę się każdą sekundą z moim wyjątkowym dzieckiem. Jestem wdzięczna Opatrzności, że mogę ją tulić, trzymać za rączkę...że nie znam uczucia tęsknoty...tego strasznego uczucia, które zna Mama Sandry: http://sandrusia6.blogspot.com/,czy Antosi: http://www.pomocdlaantosi.pl/...To potworna niesprawiedliwość, że dzieci cierpią i umierają...wiem, powtarzam się...ale jest to coś, czego nie ogarniam, coś, z czym nie umiem sobie poradzić...Człowiek lubi, kiedy rzeczy są w jakiś sposób "wytłumaczalne"...czujemy się pewniej, kiedy wiem, że coś jest po coś...Tak, wiem...biegu zdarzeń nie zmienię...dlatego staram się cieszyć z tego, co dał mi los. Skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, że nie miałam do niego pretensji, kiedy dowiedziałąm się, że Oliwka jest ciężko chora. Kazdego dnia zadawałam pytanie: "dlaczego moje dziecko? dlaczego ja? dlaczego my?"....potem przyszedł czas na pytania do Boga: "dlaczego mi to robisz?"....Moja wiara budziła wiele kontrowersji. Cokolwiek jednak bym myślała o Nim i jak wielki bym miała żal do Niego, nie było dnia byśmy nie rozmawiali...Kiedyś usłyszałam" "Boże, jak Bóg Was pokarał!"...i muszę przyznać, bardzo szczerze, że długo w to wierzyłam....że to jest tak, że "Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze"...potem wpadła mi w ręce historia siostry Emilii...i znamienne słowa...że On wie, czego nam potrzeba...Trudno jest mi stwierdzić, jaki jest mój Bóg dzisiaj...a właściwie, jak Go postrzegam...jest obecny w moim życiu, to na pewno...zaczęlam nawet zabierać Oliwkę do kościoła ( minął mi już mój lęk przed tłumem - bakterie, wirusy)...ona to uwielbia! Kocha śpiewać! A "amen" w jej wykonaniu nie ma sobie równych! ;-) I ciągle dopytuje: "gdzie jest bozia? nie widzę jej!" Myślę sobie jednak, że temat wiary jest trudny....Mama Michałka Tryki zamieściła na blogu taką przypowieść: http://www.michaltryka.pl/ Mojego myślenia nie zmienia, jednak pozwala spojrzeć inaczej na pewne rzeczy...chociaż...autorem przypowieści jest człowiek i myślę sobie, że tworzymy takie historie na swoje własne potrzeby....ponieważ chcemy mocno wierzyć, że właśnie wszystko jest po coś i szukamy potwierdzenia...Rozumiem jednak, że każdy z nas jest inny i są osoby, które cenią sobie takie przypowieści. Zawsze podziwiałam takie osoby...ich skromność, głeboką wiarę i ....pokorę...Ja jestem buntownikiem, trochę takim cholerykiem, który ciągle wojuje...Chociaż...moje emocje powoli bledną...do mojej duszy wlewa się cisza...w sercu powolutku zadomawia się radość...umysł wycisza złe myśli, gotowy już jest na przyjęcie tych pozytywnych...oddech wita się ze spokojem..wstępuję nieśmiało na drogę równowagi...jeszcze długa droga, jeszcze krok niepewny...tłumaczę sobie jednak, że tak, jak nie miałąm wpływu na chorbę Oliwki, tak nie mam wpływu na przyszłość...i właściwie ta przyszłość jest nieważna...to, co tu i teraz się liczy...to jest najważniejsze! Ode mnie zależy, jak będzie wyglądać dana chwila! Mam wybór: mogę tracić czas na próbę znalezienia odpowiedzi: "co będzie jeśli choroba znowu zaatakuje?"....a mogę celebrować każdą sekundę, sycić się pięknymi momentami...tego ostatniego Wam życzę...czerpcie z życia pełnymi garściami, doceniajcie, to, co macie...spójrzcie łaskawszym okiem na swoich najbliższych...pomyślcie, jakimi szczęściarzami jesteście, że ich macie...że możecie się do nich przytulić...powiedzieć: "kocham cię! cieszę się, że jesteś!"....niektórzy tego szczęścia nie mają...
A poniżej zdjęcia Oliweczki z zajęć z przedszkola! Dziękujemy cioci Uli i cioci Patrycji, że "zaopiekowały się" naszym Maluszkiem;-) Cioci Kasi dziękujemy za sesję zdjęciową! Pozdrawiamy całą załogę "CALINECZKI"!
Pozdrawiamy również Kabaret Młodych Panów, który przyłączył się do akcji zbierania oliwek! :)
Tradycyjnie już przesyłamy pozdrowienia Naszej Wspaniałej Oliwkowej Rodzince! Dziękujemy, że jesteście i wspieracie nas swoją pozytywną energią!