sobota, 31 maja 2014

"Proszę byś przed snem spoj­rzał w niebo i po­myślał o mnie, że jes­tem, żyję i za­sypiam pod tym sa­mym niebem, co Ty..."

Hej, hej, hej! :)

U nas w miarę ok. Zwalczyłyśmy paskudnego wirusa, obeszło się bez antybiotyków - to zasługa naszej mądrej Pani doktor, którą bardzo sobie cenię ze względu na jej podejście do Oliwki. Infekcję zaleczyłyśmy syropami, sokami z malin i czarnej porzeczki, a także bardzo standardowo - miód, cytryna, majeranek. :) Martwiłam się, że tak szybko Oliwce się nie polepszy, ponieważ wysoka temperatura trzymała ją prawie dwie doby...no, ale dała rade, nasza Waleczna! :) Choroba spowodowała krótką przerwę w ćwiczeniach, ale już powróciłyśmy na "bebabitację" - jak to mówi Oliwka i teraz każdego dnia Miśka trenuje. Oczywiście, z różnym skutkiem, raz jest lepiej, dobry humor i ciężka praca, a raz gorsze dni, płacz na sali i ogólny bunt. Jednak,  Pani Renaty nie zrażają  wcale humorki Oliwii i po prostu "nie ma - zmiłuj" - solidny trening to podstawa powrotu do pełnej sprawności! A ćwiczenia są różne, żeby nam się pacjentka nie znudziła za szybko - wiadomo, jak to jest z dziećmi, zwłaszcza takimi ruchliwymi, jak Oliwia! ;) Hitem są ćwiczenia na piłce, które Oli wykonuje bardzo dokładnie i z ogromnym zaangażowaniem. 
W czasie ostatniego treningu towarzyszyła Oliwce maskotka - małpka z Klubu Uczelnianego AZS Politechnika Koszalińska, którą to podarowali kibice klubu! Pozdrawiamy Was serdecznie raz jeszcze dziękując za sprawienie ogromnej radości naszej córeczce! 




 

Zostając w temacie sprawiania radości i niespodzianek, muszę napisać o ogromnej paczce, która przywędrowała do nas ze Słupska. Ostatnio na facebook'u pisałam o tym, że Oliwka niesamowicie nas zaskoczyła swoją postawą, która tyczyła się przekazania maskotek na rzecz dzieci z hospicjum. Miśka stwierdziła, że ma dużo zabawek i mogłaby nimi obdarować inne dzieci, aby sprawić im radość. Akcja nazywała się "Uwolnij Miśka" ;) Oliwka bardzo dosłownie potraktowała hasło akcji i uwolniła z pokoju niemalże wszystkie swoje pluszaki:) O akcji dowiedziała się Pani Mirosława Skalna - nauczycielka ze Szkoły Podstawowej numer 5 w Słupsku. Skontaktowała się ze mną deklarując chęć przekazania zabawek na rzecz chorych dzieci. Zaproponowałam, że może paczkę przesłać do mnie, a ja podejmuje się dostarczyć ją tam, gdzie trzeba. Pudło przyszło ogromne! Znalazło się w nim miejsce na pluszaki, książeczki i inne zabawki dla potrzebujących dzieci. Te wszystkie rzeczy podarowali uczniowie szkoły - cudowne dzieciaki! Mało tego, Pani Mirka przekazała na aukcje charytatywne przepiękne, własnoręcznie zdobione, wazoniki, obrazki, szkatułki i inne cudeńka. Serce się raduje, kiedy spotyka się takie wspaniałe osoby. Rzeczy można wylicytować na bazarku dla Mikołaja - chłopca chorego na zespół Battena, a już niedługo niektóre przedmioty trafią na bazarek dla Nikoli Kubiak chorej na neuroblastoma IV st.  
W tej ogromnej paczce siedział też sobie Miś, a właściwie duży Misiek. Do ręki przyczepiony miał liścik. Autorem listu jest pewien chłopiec - Olek Mazurkiewicz. Oluś napisał, że cały czas trzyma kciuki za Oliwkę, a ten Miś to prezent dla niej, aby była radosna...Olek, jesteś fantastyczny! Sprawiłeś Oliwce taką frajdę, że nie masz pojęcia. Oliśka skakała, piszczała, aż w końcu zmęczona zasnęła ze swoim nowym, ogromnym przyjacielem! Dziękuję Ci z całego serca! Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, bo ten mniejszy Miś znalazł nowy domek u innego chorego dziecka - tak zadecydowała Oliwka. 
Bardzo serdecznie dziękuję Pani Mirosławie - inicjatorce akcji, za szerzenie wśród uczniów tak szlachetnej postawy, że trzeba i że warto pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują, że nie można odwracać głowy i udawać, że świat jest tylko i wyłącznie piękny, a wszyscy są szczęśliwi. Dzieci trzeba uczulać na krzywdę, cierpienie, chorobę i biedę. Pani Mirko - wspaniałych ma Pani uczniów i Rodziców tych dzieci. Jesteście szalenie wrażliwi - bardzo, bardzo dziękuję i będę powtarzać to w kółko...Kochamy Was! 


 




 











Ostatnio był Dzień Matki...zastanawiałam się, co to dla mnie znaczy "być mamą"...Zdałam sobie sprawę, że dla mnie to jest wszystko...moje dziecko to cały mój świat...moja radość, duma i sens życia...nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że moje macierzyństwo będzie trudne...że życie przyniesie egzamin, do którego nie można się przygotować...myślę, że wiele nie zaryzykuję pisząc, że macierzyństwo każdej z nas to radość, troska, miłość, ale też łzy, strach, bezradność...Czy wiesz jednak, że są mamy, dla których te trzy ostatnie uczucia każdego dnia przeważają nad radością? 
Masz dzieci? Zapewne są najpiękniejsze na świecie! Mają proste blond włosy albo kaskadę orzechowych loków, rumiane policzki, a w oczach migoczą radosne iskierki...a czy umiesz wyobrazić sobie swoje dzieci bez włosów? Z zapadniętymi policzkami...bez blasku w oczach? Czy potrafisz wyobrazić sobie swój strach...największy ze strachów, najstraszniejszy z lęków...? Czy jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak to jest bać się o życie własnego dziecka? Czy znasz uczucie, kiedy czas najlepiej odmierzać łyżeczkami, by za szybko nie uciekał, bo może tam w przyszłości...nie ma już Twojego dziecka? Co czujesz myśląc o tym? Czy nie jest to najokropniejsza myśl? A gdybyś musiała się z nią zmierzyć?....Co byś wtedy zrobiła?Zmierzam do tego, że są wśród nas Mamy Wojowniczki, które nie muszą sobie tego wyobrażać...one to czują...to jest prawdziwe...to ich codzienność...rak zastukał do ich drzwi i upomniał się o bezbronne dzieci...wyrwał je z ich objęć, wtłoczył w sterylne sale, gdzie czas odmierza szpitalna pompa...gdzie tykania zegara lepiej nie słuchać...bo nie jest to melodia niosąca ukojenie...Trzech chłopców...trzy ogromne tragedie ich rodzin...trzy razy rak...ogromna niepewność, niedowierzanie, ból, łzy...czasu coraz mniej...mówią, że ludzkie życie jest...no właśnie...jakie...bezcenne? Już w to nie wierzę, bo za każdym razem, za ogromnym dramatem stoi ogromna kwota...życie wystawia rachunek...chcesz żyć - musisz zapłacić...czy gdybyś wiedziała, że niewyobrażalnie wielka suma pieniędzy (600 tysięcy) może uratować życie Twojego dziecka, podjęłabyś wyzwanie? Czy chciałabyś, aby inni, czasem zupełnie obcy ludzie, podarowali mu szansę na życie, a Tobie szansę na to, byś mogła patrzeć, jak dorasta, jak się zmienia, jak staje się coraz bardziej samodzielny...czy chciałabyś...? Ja zawsze, bez zastanowienia, odpowiem tak...ponieważ doświadczyłam tego...ponieważ to dzięki Tobie było możliwe, aby moja córeczka - moja największa miłość, moja radość, mój sens zycia...moje wszystko....by moje wszystko pozostało ze mną...każdego dnia patrzę, jak dorasta, jak się zmienia...umie już tyle rzeczy, ale każdy dzień prznosi nowe umiejętności..każdy jest okazją, by powiedzieć, jak bardzo ją kocham...każda chwila jest wdzięcznością za to, że ją mam....Czy wiesz o tym, że jest nas tutaj ciągle 400 tysięcy! I dzisiaj potrzebuję właśnie Ciebie! I Twoich 3 złotych dla trzech wspaniałych chłopców: dla Wiktorka, Kacperka i Krystianka, którzy muszą walczyć z bardzo groźnym przeciwnikiem - juz go znasz, to podstępna neuroblastoma! Każdy z nich potrzebuje setek tysięcy na terapię. Wiem, proszę Cię o cud, ale wiem też, że z Tobą się uda, bo już pokazałeś, że nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych! Historia mojej córeczki jest tym cudem! Proszę Cię, abyś nie zamykał komputera po przeczytaniu tego postu...zanim wrócisz do swoich zajęć...zanim pójdziesz ukochać swoje dziecko, zanim pomyślisz sobie, że jesteś najszczęsliwszym człowiekiem pod słońcem...otwórz stronę swojego banku...przelej dla każdego z tych chłopców po 1 złotówce...jeśli każdy z nas to zrobi, Wiktorek, Kacperek I Krystianek zgromadzą po 400 tysięcy...Jeśli jednak inni rodzice, którzy prowadzą blogi, zaapelują o pomoc...to wierzę, że się nam uda...dajmy z siebie, to, co mamy najlepsze... 





  


Dziękuję...

niedziela, 11 maja 2014

"Sko­ro nie można się cofnąć, trze­ba zna­leźć naj­lep­szy sposób, by pójść naprzód. "

Witajcie!

 Postanowiłam napisać kilka słów, o tym, co u nas słychać...więc...spieszę donieść, że Misia zaczęła rehabilitację, ponieważ zaliczyliśmy ogromny regres w porównaniu z rokiem poprzednim. Oli uczęszcza na ćwiczenia do Medical Beta i dzielnie ćwiczy z panią Renatą:)  Dla mnie najważniejsze jest to, że Oliwia naprawdę lubi tu przychodzić i w trakcie treningu nie dochodzi do żadnych histerii, ani spazmów;)  Wielkie brawa i pokłony dla pani Renaty, która potrafi okiełznać naszą małą elektrownię atomową;)))) Jest dobrze, dajemy radę! :) 
W maju czeka nas kontrolna wizyta u dermatologa oraz alergologa (AZS). Czerwiec natomiast należeć będzie do kardiologa ( jednak ciągle szmery na serduchu!) oraz jak zapewne pamiętacie (lub nie) mamy się stawić w poradni radiologicznej, aby skontrolować węzły. Niestety, węzeł nad obojczykiem ciągle sterczy jak jakaś gula i mnie straszy! :(  Doktor Owsianny, pod którego opieką jest teraz Miśka, powiedział, że najważniejsze, że nie był to węzeł odczynowo powiększony i póki co, obserwujemy...jak będą jakieś wątpliwości, to wtedy biopsja...oby nie...



 











Wiem, że rzadko piszę...można powiedzieć, że zatopiłyśmy się z Oliwką w codzienności...pochłonęły nas zwykłe sprawy...jesteśmy zajęte życiem...życiem, które jest najzwyklejsze w swojej istocie...nie robimy niczego, o czym by można powiedzieć, że jest niezwykłe...
...a może jednak...może patrząc przez pryzmat tego, co nas spotkało, należałoby powiedzieć, że każdy dzień jest darem...czymś niezwykłym i wyjątkowym...każda chwila jest niepowtarzalna...każde teraz, które dopiero co było teraźniejszością, a które mija bezpowrotnie, przeżywamy intensywnie...takie już jesteśmy;) Oliwia znowu biega po kałużach, poranna rosa osiada na jej ubraniu, słońce zanurza się w blond włosach, wiatr przeczesuje je delikatnie...
ostatnio jeździłyśmy rowerem...szalałyśmy w deszczu...ulice były puste i tylko nasz śmiech przerywał ciszę...to był taki moment, kiedy zrozumiałam, że to choroba mojego dziecka nauczyła mnie cieszyć się wszystkim tym, co niesie każdy dzień...tak, doceniam życie, bo zdaję sobie sprawę, jak bardzo jest kruche i nieprzewidywalne...doświadczyłam tego, że jednego dnia możesz być najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie, a za chwilę okazuje się, że tylko ci się zdawało, bo właśnie Twój świat runął niczym domek z kart i nijak daje się to ogarnąć...niestety, najczęściej gubimy w codziennym pędzie to, co najważniejsze i najpiękniejsze...a przecież liczą się rzeczy małe, drobne...choćby jazda rowerem w dżdżysty dzień...wsłuchiwanie się w melodię deszczu spływającego po soczyście zielonych liściach drzew...a wilgotne powietrze...wilgotne powietrze ma tak niesamowity zapach!!! La vie est belle!  

 



 

 


Celebrujcie życie, cieszcie się chwilą! Wszystkiego dobrego! 


Pozdrawiamy, 
Asia i Oli :)