niedziela, 22 grudnia 2013

dziś nadzieja rodzi się...

Witajcie!


Czas świątecznych przygotowań znowu skłania mnie do refleksji. Nie ma dnia, żebym nie wracała do tego, co działo się rok temu, o tej porze...a działo się tak wiele, że ciężko ogarnąć, że to wszystko miało miejsce w tak krótkim czasie...
Dokładnie rok temu rodziła się dla nas nadzieja. Święta były magią, bo wydarzył się cud...Wówczas łzy nie miały już smaku bólu...były to łzy radości...po cichutku, jeszcze nieśmiało, ale już wtedy zaczęliśmy marzyć, że Oliwia, zupełnie zdrowa, będzie wieszać ozdoby na choince...że nie będzie potrzebny już plaster...że janioła nie będzie skakać z udekorowanego drzewka...prawdą jest, to, co mówią...że nadzieja umiera ostatnia...musisz mieć ją w sercu i nigdy, pod żadnym pozorem, nie wolno Ci jej utracić...
To był dla nas piękny rok...spędziliśmy go bardzo intensywnie pragnąc nadrobić stracony czas...pragnąc "nachapać" się życia...tak na zapas...nie goniliśmy za szczęściem, bo było tuż obok nas...przyszło do nas w promieniach porannego słońca, w szumie fal i cieple nadmorskiego piasku...było w melodii deszczu...uderzało miarowo o parapet...było biedronką, która przycupnęła na ramieniu...było śpiewem ptaków i pohukiwaniem sowy...było wiatrem podczas naszych rowerowych wypraw...skryło się w aromacie korzennych ciastek...tańczyło z płomieniami świec...było ciepłem babcinych rąk i biciem serca mamy...wypływało z melodii gitarowych strun...było w serdecznym uścisku dłoni...latało w żółtym balonie, bo przecież tylko takie są najlepsze...rozlewało się w kolorach farb...wirowało w liściach...było smakiem malin...i cieknącym po palcach sokiem z mandarynek...było w parku...w chlebie rzucanym kaczkom...w atramentowym niebie ...mieniło się wszystkimi kolorami tęczy po intensywnej burzy...było ciepłem letniego wieczoru...i chłodem jesiennych poranków...i ciągle jest...jest tupotem małych stóp, błękitem roześmianych oczu, bajką opowiedzianą przed snem...zapachem świątecznego drzewka...lampkami rozbłyskującymi na choince... 

 




 

 


 

 







Tak wiele dzieci czeka na swoje szczęśliwe chwile...na doświadczanie życia...na odkrywanie świata: Alicja, Dominik, Maja, Franek, Ola, Julia, Cyprian...

Czyńmy dobro...każdego dnia...nieustannie... 


Dziękujemy Wam za wszystko, co dla nas zrobiliście...za każde dobre słowo...za przyjacielski gest, który dodawał sił...za uśmiech rozganiający mrok...za siłę, wiarę, nadzieję i miłość...dzięki Wam nasze pięści były zaciśnięte do końca...trzymaliśmy wytrwale gardę i kroczyliśmy ciągle do przodu goniąc za swoimi marzeniami...
Dziękujemy za wszystkie wpłaty, rękodzieła przekazane na aukcje, tony kolorowych nakrętek, rozegrane mecze, napisane artykuły i wyemitowane audycje radiowe z apelami pomocy, za koncerty charytatywne, świąteczne jarmarki, za żółte balony i kleje, za kartki i listy, które przychodziły każdego dnia, za wszystkie utworzone wydarzenia na fb, za mobilizację rzeszy chętnych nam pomóc ludzi, za przekazanie 1%, za rzeczy małe i duże...za wszystko...

Ta najważniejsza karta w historii walki, walki nas wszystkich, nie została jeszcze zapisana...ciągle czekamy na dzień, w którym nasza córeczka zostanie uznana za wyleczoną z choroby nowotworowej...wierzymy, że ten dzień nastanie...dlatego blog pozostaje otwarty chociaż zamilknę...



Świąteczny to czas, więc przekazuję serdeczne życzenia...zdrowia i szczęścia...wiary, nadziei, miłości...uśmiechu i pogody ducha...mimo wszystko... 

 

"Ci, co mają zimny wzrok, 
  
  Nienawidzą się dziś mniej, 
  
  Ci, co miłość niosą to 
  
  Po raz pierwszy widzą cel. 
  
  A zwyczajni, tak jak my, 
  
  Co w szarościach topią dzień, 
  
  Myślą - jednak warto żyć, 
  
  Dziś nadzieja rodzi się..." 




niedziela, 8 grudnia 2013

Kulinarnie;)

Witajcie!

Dzisiaj krótko.  Zgodnie z obietnicą wrzucam przepisy na pierniki i pierogi drożdżowe:)

PIERNIKI:  

50 dag mąki (3 szklanki)
łyżeczka sody oczyszczonej
20 dag miodu (10 łyżek)
2 łyżki stołowe przypraw korzennych (uważam, że można śmiało dodać więcej)
20 dag cukru pudru (1,5 szklanki)
12 dag masła
jajko

Wrzuciłyśmy wszystkie składniki do robota kuchennego. Ciasto powinno być gładkie i jednolite. Wałkujemy na placki. Wycinamy foremkami odpowiednie wzory. W przepisie podane jest, aby piec 10 minut, ale my piekłyśmy 20 w temperaturze 180 stopni. Po dwóch dniach ciasteczka nabiorą wilgoci i zmiękną. Wtedy można je ozdobić.
Poniżej pierniczki autorstwa Oliwki:

 


PIECZONE PIEROGI Z KASZĄ GRYCZANĄ: 

na ciasto: 
2 szklanki mąki (my pomieszałyśmy: szklanka żytniej, szklanka pszennej) 
1/2 łyżeczki drożdży 
1/4 szklanki ciepłej wody (w niej będziemy rozpuszczać drożdże) 
szklanka gorącej wody 
łyżeczka oleju (my dałyśmy łyżkę) 
trochę soli 

na farsz: 
woreczek kaszy gryczanej 
kostka chudego twarogu 
cebula 
150g pieczarek 
łyżka oleju 
przyprawy do smaku (sól, pieprz)  

Drożdże rozpuszczamy w ciepłej wodzie. Wszystkie składniki na ciasto łączymy. Gorącą wodę dodajemy stopniowo. Jeśli będziecie robić z mąką żytnią, to proponuję dodać więcej mąki pszennej, około 1,5 szklanki. Ciasto powinno być sprężyste i niezbyt twarde. Ciasto wałkujemy, szklanką wycinamy kółka: 



Jeśli chodzi o farsz, to kaszę należy ugotować w osolonej wodzie i odstawić ją do przestygnięcia. Pieczarki i cebulę dusimy pod przykryciem. Następnie wszystko łączymy, dodajemy twaróg, doprawiamy solą i pieprzem.  Gotowy farsz nakładamy na wcześniej przygotowane ciasto, sklejamy brzegi.  Można posmarować białkiem. Pieczemy 20 minut w temperaturze 180 stopni. Wyjmujemy, kiedy będą zarumienione. 






SMACZNEGO!!!  


Pozdrawiamy! 

Oliwka i mama;)