poniedziałek, 30 września 2013

Słowa wielką mają moc!



Anonimowy11 lutego 2013 06:02
Pani Joasiu, po łzach przerażenia przy Pani pierwszych wpisach w końcu pojawiły się łzy radości. Bardzo się cieszę tym Waszym szczęściem. Jak widać cuda się zdarzają, bo to jak skończyła się cała historia to naprawdę cud :) Uściski dla ślicznej Oliwki!!!

Anonimowy11 lutego 2013 09:54
Dzisiaj wracalam z uczelni wkurzona na wykladowce i kiedy tak rzucajac gromami mijalam dom pani rodzicow zobaczylam na plocie pęk żółtych balonow. Nagla radość mna zawładnęła usmiechnelam sie do siebie ze swiat moze byc piekny i ze nie warto przejmowac sie takimi błahostkami. Widzicie jak ta mala gwiazdeczka na nas wplywa? Oliwko jak juz pisałam jestes nasza koszalinska bohaterka i nalezy ci sie medal. Dobrze ze jestes w domku.

Anonimowy12 lutego 2013 00:53
Jak cudownie widzieć Oliweczke taka radosna uśmiechnięta, po prostu szczęsliwą, w otoczeniu swoich zabawek, w swoim pokoiku z najbliższymi.....Ciężka była ta walka o "normalność" ale wygrała ją NASZA BOHATERKA WALECZNA OLIWECZKA!!!! Brawo, brawo, brawo! Niech ten cudny usmieszek gości na Twych pięknych usteczkach 100 lat i jeden dzień dłużej!
Pozdrawiam całą Rodzinkę
Agnieszka L.

Anonimowy5 lutego 2013 13:02
gratuluję Małej Oliwci, tak baardzo trzymałam za nią kciuki, nie znam jej osobiście ale ciocia Paulinka zaraziła mnie miłością do niej...każdego dnia czytałam bloga, martwiłam się, nawet mała mi się śniła, pomimo tego, że widziałam jej twarz tylko na zdjęciach...tak bardzo się cieszę, pozdrawiam Was rodzice, że daliście radę, no i przede wszystkim Oliwcię, która się nie poddała, to właśnie chęć życia pozwoliła jej walczyć z tym okrucieństwem!!

Anonimowy5 lutego 2013 15:19
Rewelacyjne wiesci .... Jestesmy bardzo szczesliwi mozecie wracac do domku . Rodzice byliscie naprawde wspaniali nie poddaliscie sie i byliscie z niunia kiedy was tak bardzo potrzebowala Oliwka dzielnie walczyla i pokonala chorobe jest bardzo silna i dzielna dziewczynka a do tego usmieszek jej nigdy nie opuszcza Teraz czas zaczac normalne codzienne zycie i cieszyc sie nim przez dlugie lata . Wasza historia pokazuje ile ludzi zupelnie dla siebie obcych potrafi sie zjednoczyc ,pomagac i pokochac was i wasza niunie .Staliscie sie dla mnie rodzina i mam nadzieje ze kiedys bedziemy mogli sie spotkac a Oliwia pobawi sie z moim synkiem .Duzo buziakow i usciskow Marta i Olus

Anonimowy5 lutego 2013 22:33
Pani Asiu

Mam nadzieję, że już ostatni raz płaczę czytając Pani bloga :) Tyle co mi zafundowaliście wzruszeń od grudnia kiedy na Was przypadkowo wpadłam, że tego się nie da opisać. Od bloga Oliwki zaczynam dzień i kończę go sprawdzając jeszcze wieczorem przez telefon czy coś się aby przypadkiem nie wydarzyło. Utożsamiam się z Panią jako mama rocznej dziewczynki i mogę sobie tylko wyobrazić ból rozrywanego na kawałeczki serca matki a teraz zalewający je spokój i szczęście, Kochany Mały Skarb z klejem na czole :))))))))))
ściskam alex


Słowa wielką mają moc… prawda? Pewnie jesteście zdziwieni, że dzisiejszy post zaczęłam od… tak, Kochani, od Waszych wpisów. Nie wiecie, ile przekazaliście mi siły, pozytywnych myśli, ilekroć dopadało mnie zwątpienie, tylekroć czytałam słowa od Was i to one pozwalały mi iść dalej, walczyć o każdy dzień. Były moim paliwem, napędzały do działania, sprawiały, że rosła we mnie wiara i przekonanie o wygranej. W ostatnich dniach wracam do tych magicznych słów, zaklinam rzeczywistość… jeszcze ostatnio pisałam, że walczę ze wspomnieniami… dzisiaj… staram się raczej oswoić, to, co wraca do mnie w snach, próbuję ponazywać to, co do tej pory było bezimienne, a powodowało we mnie złość… okres buntu i żalu mam już za sobą… już nie pytam: „dlaczego”, „po co to było”, „dlaczego nas to spotkało”… staram się nie pielęgnować w sobie negatywnych emocji, uczę się bez wzburzenia opowiadać o tym, co wydarzyło się w Szczecinie. Okłamałabym Was jednak, mówiąc, że w myślach nie zamordowałam chyba z miliard razy profesora P. i szefa kliniki, profesora U. Zafundowałam im najwymyślniejsze tortury (to się akurat nie nadaje do wiadomości publicznej, więc Wam oszczędzę)…no właśnie… i wcale mi nie ulżyło… Przyszedł dzień, w którym zrozumiałam, że nienawiść to takie uczucie, które nie sprawia, że czujesz się lepiej… wręcz przeciwnie… niszczy Twoje wnętrze, trawi je od środka… zapalczywość w gniewie nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, dlatego należy jej unikać… przebaczyłam im… przebaczyłam im, bo jak inaczej mogłam postąpić, cóż innego miałabym zrobić? Co mi zostało? Oczywiście, panowie lekarze mają się dobrze, dalej leczą/nie leczą(niepotrzebne skreślić) chore dzieci, stawiają diagnozy trafne/nietrafne (niepotrzebne skreślić) i biorą za to wynagrodzenie… żyją… nie zabiłam ich… wybaczyłam… przyszło mi to z ogromnym trudem, ale i tak było mi łatwiej, niż innemu rodzicowi… moje dziecko otrzymało pomoc… daleko stąd… ponad 1000 kilometrów… w innym mieście… w innym kraju… to było najlepsze, co mogliśmy zrobić… Wszyscy razem… wspólnie… ta decyzja nie zapadłaby bez Was… pomogliście nam obrać właściwy kierunek… byliście naszą armią Aniołów… jesteście bardzo ważni dla walczących Rodziców… potrafiliście dać nam ogromną siłę… niech Wasze dobro nigdy nie ustaje…


Anonimowy21 grudnia 2012 03:32
Ludzie pomóżcie tej kruszynce. Wpłacajcie, ile kto może, byście mogli w poczuciu spełnienia dobrego uczynku, usiąść przy wigilijnym stole. Przecież Bóg się rodzi. Pomóżmy. Zawsze potrafimy. Zróbmy chociaż i aż tyle.
Anonimowy21 grudnia 2012 04:51
Kochani!!!!!Modlimy się cały czas o CUD dla Was!!!!!!!Wiem,że nasze modlitwy zostaną wysłuchane,tak wielu woła do Boga o zdrowie Waszej Dzielnej Dziewczynki,o siły dla Was wspaniali Rodzice!!!!!Nie przestajemy również zbierać pieniądze,aby wspomóc -przyspieszyć leczenie Oliwki.Musi się udać!!!!!Naprawdę wierzymy w ZWYCIĘSTWO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Trzymajcie się!Jesteśmy z Wami!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Anonimowy21 grudnia 2012 07:59
Kolejny przelew poszedl z Brodnicy, uzbieracie te pieniazki, wierze w to gleboko. Poruszymy niebo i ziemie, Asienko. Ze tez czlowiek moze pokochac tak mocno malego czlowieka, ktorego jeszcze nie mial okazji poznac. Oliwko, ciocia z Brodnicy wybiera sie do Ciebie na wiosne, musisz do tego czasu wyzdrowiec, aby poznac fajna dziewczynke Jagode i super chlopaka Stasia :-))) Caluje mocno!!!!!

Anonimowy31 grudnia 2012 05:29
Czytam i ryczę jak bóbr ;-( Asiu, jesteś dzielną kobietą i cudowną mamą. Jestem pewna, że wasza historia zakończy się pomyślnie. Codziennie się za was modlę i wiem na pewno, że osób którzy się za was modlą jest dużo więcej. Nawet mój synek, który ma 1 rok i 3 m-ce i umie "w imię ojca i syna" też się modlił za Oliwcie- a kogo ma Pan Bóg wysłuchać, jak nie maleńkich bezbronnych dzieci ? Cieszę się że możecie jechać wcześniej do szpitala, tam się wami dobrze zaopiekują. Asiu, codziennie wchodzę na wasz blog śledzić co u Oliwki, jak czas wam pozwoli, proszę pisz co u was, dobrze? Ściskam was mocno Kamila

Anonimowy31 grudnia 2012 07:43
Pani Asiu czytam pani blog od pewnego czasu,codziennie.Często łzy cisną mi się do oczu,ponieważ mam córeczkę zbliżoną wiekiem do pani córeczki.Teraz też byłam z nią w szpitalu na kroplówkach.I będąc tam myślałam o Was.Codziennie myślę,ale wtedy myślałam jeszcze bardziej.Jest pani bardzo silna.Przeżywam to wszystko tak jakby dotyczyło mnie samej.Jak przeczytałam,że już 2 ego wyjeżdżacie bardzo się ucieszyłam.Oby z końcem tego starego roku wszystkie złe chwile zostały za Wami a Nowy Rok 2013 przyniósł same radosne dni.Życzę Wam tego z całego serca i modlę się za pani córeczkę.Proszę koniecznie pisać co u Was na tyle na ile czas pani pozwoli.Ściskam Was mocno i trzymam kciuki.Będzie dobrze.Pozdrawiam! Ewa.

Anonimowy31 grudnia 2012 07:43
siedzę i płaczę jak małe dziecko nad tą notką. jak bardzo jest Pani silna! modlę się o Was wszystkich, nie tylko o Oli i wierzę, że wszystko w końcu będzie dobrze. Wiem,że Bóg jest za nami, za Wami, za Waszą i naszą wspólną walką. wszystkiego, co naprawdę najlepsze na rok 2013 dla Waszej rodziny. Pani tak pięknie pisze o codzienności... i jest Pani wspaniałą Mamusią dla Oliwci. wszystko musi być dobrze, nie ma innego wyjścia! gorące uściski dla Was!
Dominika(ta z ostatnich smsów :))

Anonimowy31 grudnia 2012 16:33
Kochana Asiu. Jest juz 1 w nocy. Zasypiam obok mojej malej Pchelki... postanowilam tu jeszcze zajrzec... zawsze tu zagladam przed snem myslac o Was. Mysle zawsze pozytywnie i choc blog przepelniony jest smutkiem i zalem, to ostatnio coraz czesciej widze promyczki swiatla. Z koncem roku zamykacie to co bylo zle - beznadziejnych lekarzy, chemie, bol i cierpienie. Nowy rok otwiera dla was nadzieje. Dla mnie tez 13 byla szczesliwa i tego sie trzymajcie! Jak pisalam juz w poprzednim poscie- wyslalam spiro maili za granice do ludzi wyzej postawionych. Odpisalo na razie paru ludzi, a wsrod nich jeden mega sympatyczny czlowiek. Z poczatku nie chcial wierzyc w moja-wasza historie, ale moj drugi mail go chyba powalil na kolana. W skrocie strescilam mu wasz blog, opisalam, ze skorzystalismy juz z chyba wszystkich mozliwych sposobach zbiorki pieniedzy, a ich wciaz brakuje. Poruszylo go to i powiedzial, ze juz zaczal rozsylac swoim znajomym (w samych tylko powiazanich biznesowych ma ponad 500 osob) informacje o waszej Olisi i jej zmaganiach z choroba oraz o potrzebnym wsparciu finansowym. Mysle, ze po nowym roku na pare Euro mozecie liczyc. :) ps. Kiedys pisalam, ze chyba musicie zaczac sie martwic gdzie urzadzicie w lecie grilla dla nas wszystkich was wspierajacych. Mysle, ze Oliwce bedzie smakowac moja karkowka. :) Kochani, teraz powaznie, zacznijcie myslec pozytywnie, a i to co was spotka bedzie waszym odbiciem. Juz sie wystarczajaco naplakaliscie. Odetchnijcie z ulga, uwiezcie, ze bedzie lepiej... Olisia dla zdrowienia potrzebuje rowniez waszej dobrej energii. Ile razy bedac smutnym, zlym, naburmuszonym, udzielalo sie to naszym najblizszym. A czy jak.sie usmiechniecie przyjaznie do waszego wroga, on aby troche nie spusci z tonu? Ja widze, ze los sie troche do was usmiechnal, pojawila sie nadzieja na lepsze. Odpowiedzcie usmiehem, a usmiech do was wroci. Jestem przekonana. :)

Pietrucha1 stycznia 2013 02:43
Pani Asiu to straszne, że lekarze z naszego kraju, w którym żyjemy i do którego zapewne się w jakiś sposób przywiązaliśmy tak Was potraktowali,a zarazem cudowne, że całkowicie obcy lekarze są tacy otwarci na Was, na Oli. Lekarze, którzy w sumie, to oni mogliby mieć bardziej 'wyrąbane' to oni POMAGAJĄ, proszą Was wcześniej do swojej kliniki, a nasi Polacy tak sobie sprawę olewają :( .

Przed Wami dużo kilometrów do przebycia wiec życzę Wam, żeby ta podróż była dobra, żebyście szybko tam się dostali, żeby Oli miała duuużo siły i uśmiechu, oraz żeby Wam - rodzicom tej siły nie zabrakło.
Odezwijcie się do nas czasem z tego Tubingenu :)
Oby ten rok był duuuuuużo lepszy, niż poprzedni !
Ściskam Was !
Natalia

Anonimowy1 stycznia 2013 06:32
Sa Panstwo wspanialymi rodzicami , ktorzy robia dla swjego dziecka wszytsko co najlepsze...a to , ze dopadaly Pania takie mysli to uwazam , za normale w tym calym strachu , leku i bezradnosci... niestety za duzo nie moglam pomoc , tyle ile bylam w stanie, ale wciaz w glowie siedzi mi mysl , ze moglam zrobic cos wiecej... ciesze sie , ze juz jedziecie i Oliwka bedzie pod opieka lekarzy... napewno wszytsko sie uda , 14 bedzimy sie modlic za Oliwke... i prosze pisac co u Panstwa , bo przezywamy to wszytsko razem z wami , czytajac kazdy Pani wpis lzy leca same po policzku, ile Panstwo musza przejsc i ta mala kruszynka, ale juz niedlugo bedzie po wszytskim i wiosna spotkamy sie w parku i nasze dzieciaczki beda sie wspolnie bawily , wszyscy wierzymy , ze tak bedzie...prosze mnie nie zrozumiec zle , bo bardzo sie ciesze, ze juz jedziecie, ale jak to dziala , ze nie ma wszytskich pieniazkow jeszcze a mozliwy jest wyjazd ? a my dalej bierzemy sie do roboty i robimy wszytsko,zeby uzbierac calosc no i oczywiscie zagloadamy tu kilka razy dziennie , zeby zobaczyc co u naszej Oliwki.Malenka jestes wielka!!! kochamy cie calym serduszkiem...buziaki dla was

Czy widzicie, ile tu miłości? Ile pozytywnych słów, ile dobrych myśli? Czujecie to?
Miłość jest czymś najpiękniejszym, czymś najwspanialszym… to uczucie, którego wszyscy potrzebujemy… sprawia, że świat mieni się wieloma barwami, wszystko ma sens, rzeczywistość nabiera głębszego wymiaru…. wiosna… po prostu wiosna w sercu… .Trzeba się karmić ciepłymi słowami w ten jesienny czas… takie myśli wielką mają moc… przywracają wiarę w człowieka… w to, że swej naturze jesteśmy tak naprawdę dobrzy i jak mawiał Ernest Hemingway: „więcej w nas zasługuje na podziw, niż na pogardę”… Wrzesień tamtego roku spowodował, że świat skurczył się do rozmiarów pudełka zapałek. Kolejny miesiąc przyniósł najtrudniejszy moment, chociaż tych trudnych chwil było naprawdę dużo… ale to październikowy dzień zapadł mi w pamięć, sprawił, że poczułam, że tracimy nasze dziecko, że już nigdy nic nie będzie takie, jakie było… guz nie reaguje na chemię, drugi w brzuchu, reklasyfikacja na ostatni stopień… płakałam cały czas… kiedy patrzyłam na nią, kiedy o niej myślałam, kiedy pytałam Boga, ile dał nam czasu… łzy były wówczas nieodłącznym elementem mojego istnienia… i ten ból w sercu… a listopad był straszny… miesiąc zadumy nad tymi, którzy odeszli… pojechałam do babci Tesi na grób i prosiłam, by coś zrobiła… na tamten czas, to jedyne, co przychodziło mi do głowy… człowiek w stresie wariuje… chwyta się wszystkiego… wróciłyśmy do kliniki na cięższe leczenie… protokól COJEC… dwa dni wlewów i tak co 8 dni i stres, żeby leczenie zawsze było o czasie… i było… Miśka bez leukocytów, zero odporności, ale było leczenie… gorączka, afty w buzi i przełyku, izolatka non stop… w grudniu nasze dziecko nie przypomina już siebie… dwuletnia dziewczynka ważąca zaledwie 9 kilo… przeraźliwie blada, podkrążone oczy, spękane usta, wysuszona śluzówka nosa… ale… w grudniu zbliżał się czas świąt… magiczny czas… Bóg się rodzi… w naszych sercach zaczęła rodzić się nadzieja… w styczniu byliśmy u celu… stres osiągnął najwyższy stopień i moje wkurzenie na lekarzy ze Szczecina również poszybowało wysoko… pozwoliłam sobie na to, żeby emocje wzięły nade mną górę… dzisiaj się śmieję z tekstu „pokora”… pamiętacie tę akcję? Przypomniała mi się ze względu na blog Oli Popowczak. Ania z naszej Oliwkowej Rodzinki napisała tam bardzo fajny i mądry komentarz, cytując zrsztą blog Oliwki. Aniu – dziękuję, chociaż nie wiem, kim jesteś;) Dalej już wszystko znacie i wiecie, jak było. Oliwka szczęsliwie wróciła do domu i poszła do parku karmić kaczuchy! Całe pół roku na to czekała! Dlaczego o tym piszę...bo w końcu oswoiłam wspomnienia...umiem już bez emocji o tym opowiadać...ale oczy mi się szklą, gdy czytam komentarze od Was:



Anonimowy14 lutego 2013 12:25
Julia Kasia i Grześ z podkarpacia: Same pozytywne wiadomości o Waszej - Naszej Oliwce i tak dalej innej opcji nie przewidujemy !!!

Pamiętajcie jestesmy z Wami - codziennie po klika razy wchodzimy na bloga by zobaczyć , przeczytać co słychać. Chodź przyznać się musimy, że teraz to z uśmiechem i swobodą czekamy na otwarcie strony, a wcześniej niestety pomimo, że człowiek nie dopuszczał takiej myśli to jednak z obawą i niepokojem czekaliśy na jakiekolwiek informacje. No a teraz chyba jest czas, żeby powiedzieć, że nasza córeczka Julia (która dwa latka skończy w marcu) cały czas mocno ściska rączki tz. trzyma kciuki za Oliwkę, a gdy widzi na blogu jej zdjęcia to pokazuje na siebie i chwali się, że jest to jej koleżanka :)) no i oczywiście przesyła całusy w stronę ekranu komputera(czasem nawet całując go). Również modli się do Bozi za Oliwkę, pokazujac na siebie, że to jest jej koleżanka. Natomiast w dniach kiedy były operacje to pratkycznie przez cały czas zaciskała rączki.

zmieniając temat musze napisać, że trudno jest dorosłemu człowiekowi pogodzić się z tym, że dzieciątka chorują i to ...(ehh), ale przez Waszego bloga, tz. dzięki Wam rodzicom Oliwki trafiliśmy też na stronę Karolinki, praktycznie naszej sąsiadki bo przecież z podkarpacia i nie chodzi tu o jaieś chwalenie się, bo nasze możliwości są skrome, ale włąśnie jakąś małą cegiełkę możemy dołożyć by jej pomóc i to dzięki Wam rodzicom Oliwki, dzięki Waszemu blogowi.

a Wam życzymy spokojnego powrotu do "normalności" by każdy dzień wypełniony był uśmiechem Oliwki, naszego kochanego promyczka. Ma wspaniałych rodziców, wspaniałą rodzinę i wspaniałych przyjaciół, którzy nigdy o niej nie zapomną i staną na wysokości zadania by miała cudowne dzieciństwo i by zdroooowoooo rosła!!!

Pozdrawiamy z podkarpacia


Anonimowy14 lutego 2013 06:18
Pani Asiu
Oliwka ma szczęście bo jej "Janioła" jest bardzo dzielny, wszystko się dobrze ułoży, a Pani będzie szczęśliwa i radosna jak przedtem, ma Pani miłość męża i rodziny,wsparcie ludzi dobrej woli, a to jest najważniejsze żeby pokonać przeciwności losu, a tym którzy zawiedli, proszę powiedzieć patrząc prosto w oczy i spokojnie, nie mogę tego zapomnieć ale wam wybaczam, znajdzie Pani spokój duszy i serca. Odnośnie psychologów, pracowałam kilkanaście lat z nimi i mogę spokojnie powiedzieć, są to ludzie którzy mają problemy sami z sobą dlatego wybrali takie studia, od nich należy się trzymać z daleka bo skutki przebywania z nimi są straszne. Interwencja chirurgiczna to jest najwłaściwsze postępowanie, bo ona potrafi postawić najwłaściwszą diagnozę. Gdyby były kłopoty finansowe to onkologia we Wrocławiu, tam lekarze są otwarci na współpracę z lekarzami zachodnich klinik, ale to na pewno nie będzie potrzebne. Ściskam serdecznie całą Oliwkową Rodzinę, nie opuścimy Olesia małego.Proszę bardzo dbać o rany pooperacyjne aż się zrosną trwale.

Anonimowy13 lutego 2013 13:33
Pani Asiu!!!
Musi Pani mieć siły dla tej małej istotki o którą pani tak dzielnie walczyła, musi Pani teraz trochę pomyśleć o swoim zdrowiu, samopoczuciu...
Jak dobrze jest Was oglądać już z dala od tych szpitalnych sprzętów,Oliwka wygląda super :))))
Nietety tak ten świat jest zbudowany, że jedni płaczą ze szczęścia, inni z rozpaczy, jedni są bogaci, drudzy głodują, ale nic na to nie poradzimy. Rozumiem Pani dylematy-przemyślenia, ja czytając to co Pani pisze za każdym razem łezka kręci się w oku, a to jest malutka część Waszego świata, w który wkroczyłam
Dużo zdrówka dla Oliwki i proszę pomyśleć trochę o sobie, wziąć głęboki oddech...i odpocząć
Pozdrawiam
Agata

Kochani, mogłabym tak bez końca udostępniać Wasze wpisy, ponieważ zawsze, za każdym razem, kiedy dopada mnie gorszy nastrój, Wasze pozytywne słowo przywraca mi energię… niech całe dobro, które od Was dostaliśmy, wróci do Was ze zdwojoną siłą!








PS Ostatnio zostaliśmy zaproszeni przez Marcina z Klubu Kibica Firmus AZS Politechniki Koszalińskiej na mecz. Była okazja, aby podziękować zespołowi i tym, którzy włączyli się w pomoc dla naszej Oliwki. Kibice przygotowali dla Walecznej niespodziankę - obdarowali ją maskotkami. Oliśka aż piszczała! Teraz wszędzie towarzyszy jej Kubuś Puchatek;)
A tu fotki ze spotkania:








POZDRAWIAMY!!!!!!








poniedziałek, 2 września 2013

papierówki, deszcz i przemoczone nogi Peppy...

Witajcie!

Dzisiaj pogoda nas nie rozpieszczała. Od rana deszcz miarowo uderzał o parapet, niebo zachmurzyło się posępnie...a naszym mieszkaniem zawładnął zapach papierówek (Ula, Piotr, Kalinka - dziękujemy!) Oliwka wytrwale podawała mi jabłka, żebym mogła je dokładnie obrać i podzielić na ćwiartki. A spróbowałabym tylko zostawić gdzieś kawałek skórki! "Mamusiu, źle obrałaś! Niestarannie robisz! Nie spiesz się, powolutku! No, spokojnie, dasz radę!" Okropnie mnie to bawiło....co chwilę wybuchałam śmiechem, a Miśka uporczywie dopytywała z czego się tak śmieję...Ona jest taka zabawna! Te jej "złote myśli";-) 
Efekt naszej pracy możecie podziwiać tutaj: 




A to już dzieło Oliwki (no dobra, mama zrobiła napisy), ale pomysł (tzw. zamysł artystyczny) i wykonanie - Panna Oliwianna;) 











Jak już wspomniałam, dziś lało jak z cebra. Nie dałyśmy się jednak tej "szklanej pogodzie" i uzbrojone w płaszcze przeciwdeszczowe i kalosze, powędrowałyśmy dziarsko na dwór. I pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu, nigdy w życiu, nie zabrałabym Oliwki na deszcz...ponieważ na pewno się rozchoruje, a jeszcze, nie daj Boże, będzie musiała dostać antybiotyk...i co wtedy? Nie przeżyłabym tego! Postanowiłam mocno walczyć ze swoimi fobiami i nie zamykać jej w domu. Nasze dzisiejsze zmierzenie się z deszczem było dla mnie wyzwaniem(bo temperatura już niższa)! A Oliwka? Nie przepuściła żadnej kałuży! Podskakiwała ochoczo i radośnie!Uśmiech nie schodził jej z buziuchny! ;-) A kiedy wróciłyśmy do domu...klops...nogi mokre, przemoczone...A pytałam w trakcie zabawy: "Oliwko, masz suche nogi?" "Tak, mamusiu."...A z butów aż się wylewało..."Oliwko, dlaczego nie powiedziałaś, że masz wodę w butach?" " Bo ja byłam Peppą mamusiu!"...No i weź tu prowadź "poważne" rozmowy z dzieckiem!;-)






Często pytacie, jak ja się czuję. Wydaje mi się, że nawet o.k....Można powiedzieć, że wynik sierpniowej kontroli pozytywnie mnie wzmocnił. Tłumaczę sobie, że będzie dobrze, aczkolwiek, jak pisałam już wcześniej, staram się nie wybiegać daleko w przyszłość. Rano, zanim jeszcze otworzę oczy, pierwsza myśl, jaka się pojawia, to ta, że na tu i teraz, Oliwka jest zdrowa. Mówię to sobie każdego dnia...próbuję nie tworzyć jakiś negatywnych wizji. Odganiam pytania "dlaczego", "a co będzie jeśli", "po co to było".. Szukam pozytywów! Nawet dzisiaj, przy takiej beznadziejnej pogodzie! Pomyślałam sobie, że co z tego, że pada...nawet niech będzie burza z piorunami! Jestem szczęśliwa, ponieważ moje dziecko jest ze mną...i tylko czasami, w nocy, kiedy zapada cisza, wracają do mnie wspomnienia...ale o tym póki co... "ciiiiiiiii"...jeszcze będzie czas....

Pozdrawiamy Was serdecznie! 








Asia i Oliwka