środa, 28 sierpnia 2013

"Ze szczęściem cza­sami by­wa tak jak z oku­lara­mi, szu­ka się ich, a one siedzą na nosie. " ;)

Witajcie! 

Jakoś nie mogłam się zebrać, żeby napisać, co u nas. Zajęłam się ostatnio robieniem przetworów na zimę:) Słoików z różnymi dżemami, sokami i galaretkami przybywa;) Oliwka towarzyszy mi dzielnie w wyprawach na pobliski rynek. Swoim czterokołowym "bolidem" przywozi mamusi kilogramy owoców i warzyw;) Obiecała mi również, że ozdobi słoiki swoimi "klejami"! (Wszystkim "ciociom" dziękujemy serdecznie za podrzucenie nam twórczych pomysłów!)  ;-) 


Kocham ten czas, kiedy jesteśmy tylko we dwie. Uwielbiam patrzeć, jak jej małe pulchne paluszki wrzucają soczyste maliny do słoika. Oczywiście, co drugi owoc trafia do buzi łakomczucha;) Lubię czas naszych spacerów. Sprawność jej nóg przynosi mi spokój. Ostatnio szłyśmy na pocztę wysłać listy. Droga wiodła przez prawdziwy tor przeszkód. Z chodnika wystawały rozrośnięte konary drzew, nie wspominając już o tym, że brakowało płytek i noga, co chwilę, "nurkowała" w piachu. Oliwka dziarsko i bardzo energicznie ominęła cały tor przeszkód. Szłam, patrzyłam na nią, jak biegnie i wypełniało mnie szczęście. Ogarnął mnie totalny spokój. Pomyślałam sobie: "co tam bogactwa tego świata, zdrowe dziecko to jest szczęście!"...Boże, jak to cieszy...chciałabym, żeby tylko z takich radosnych chwil składało się moje życie. Wiem, to nierealne. Dlatego teraz inaczej patrzę na wszystko. Staram się nie przywiązywać wagi do drobnostek. Cieszę się każdą sekundą z moim wyjątkowym dzieckiem. Jestem wdzięczna Opatrzności, że mogę ją tulić, trzymać za rączkę...że nie znam uczucia tęsknoty...tego strasznego uczucia, które zna Mama Sandry: http://sandrusia6.blogspot.com/,czy Antosi: http://www.pomocdlaantosi.pl/...To potworna niesprawiedliwość, że dzieci cierpią i umierają...wiem, powtarzam się...ale jest to coś, czego nie ogarniam, coś, z czym nie umiem sobie poradzić...Człowiek lubi, kiedy rzeczy są w jakiś sposób "wytłumaczalne"...czujemy się pewniej, kiedy wiem, że coś jest po coś...Tak, wiem...biegu zdarzeń nie zmienię...dlatego staram się cieszyć z tego, co dał mi los. Skłamałabym jednak, gdybym powiedziała, że nie miałam do niego pretensji, kiedy dowiedziałąm się, że Oliwka jest ciężko chora. Kazdego dnia zadawałam pytanie: "dlaczego moje dziecko? dlaczego ja? dlaczego my?"....potem przyszedł czas na pytania do Boga: "dlaczego mi to robisz?"....Moja wiara budziła wiele kontrowersji. Cokolwiek jednak bym myślała o Nim i jak wielki bym miała żal do Niego, nie było dnia byśmy nie rozmawiali...Kiedyś usłyszałam" "Boże, jak Bóg Was pokarał!"...i muszę przyznać, bardzo szczerze, że długo w to wierzyłam....że to jest tak, że "Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze"...potem wpadła mi w ręce historia siostry Emilii...i znamienne słowa...że On wie, czego nam potrzeba...Trudno jest mi stwierdzić, jaki jest mój Bóg dzisiaj...a właściwie, jak Go postrzegam...jest obecny w moim życiu, to na pewno...zaczęlam nawet zabierać Oliwkę do kościoła ( minął mi już mój lęk przed tłumem - bakterie, wirusy)...ona to uwielbia! Kocha śpiewać! A "amen" w jej wykonaniu nie ma sobie równych! ;-) I ciągle dopytuje: "gdzie jest bozia? nie widzę jej!" Myślę sobie jednak, że temat wiary jest trudny....Mama Michałka Tryki zamieściła na blogu taką przypowieść: http://www.michaltryka.pl/ Mojego myślenia nie zmienia, jednak pozwala spojrzeć inaczej na pewne rzeczy...chociaż...autorem przypowieści jest człowiek i myślę sobie, że tworzymy takie historie na swoje własne potrzeby....ponieważ chcemy mocno wierzyć, że właśnie wszystko jest po coś i szukamy potwierdzenia...Rozumiem jednak, że każdy z nas jest inny i są osoby, które cenią sobie takie przypowieści. Zawsze podziwiałam takie osoby...ich skromność, głeboką wiarę i ....pokorę...Ja jestem buntownikiem, trochę takim cholerykiem, który ciągle wojuje...Chociaż...moje emocje powoli bledną...do mojej duszy wlewa się cisza...w sercu powolutku zadomawia się radość...umysł wycisza złe myśli, gotowy już jest na przyjęcie tych pozytywnych...oddech wita się ze spokojem..wstępuję nieśmiało na drogę równowagi...jeszcze długa droga, jeszcze krok niepewny...tłumaczę sobie jednak, że tak, jak nie miałąm wpływu na chorbę Oliwki, tak nie mam wpływu na przyszłość...i właściwie ta przyszłość jest nieważna...to, co tu i teraz się liczy...to jest najważniejsze! Ode mnie zależy, jak będzie wyglądać dana chwila! Mam wybór: mogę tracić czas na próbę znalezienia odpowiedzi: "co będzie jeśli choroba znowu zaatakuje?"....a mogę celebrować każdą sekundę, sycić się pięknymi momentami...tego ostatniego Wam życzę...czerpcie z życia pełnymi garściami, doceniajcie, to, co macie...spójrzcie łaskawszym okiem na swoich najbliższych...pomyślcie, jakimi szczęściarzami jesteście, że ich macie...że możecie się do nich przytulić...powiedzieć: "kocham cię! cieszę się, że jesteś!"....niektórzy tego szczęścia nie mają...


A poniżej zdjęcia Oliweczki z zajęć z przedszkola! Dziękujemy cioci Uli i cioci Patrycji, że "zaopiekowały się" naszym Maluszkiem;-) Cioci Kasi dziękujemy za sesję zdjęciową! Pozdrawiamy całą załogę "CALINECZKI"!



 

 

 







Pozdrawiamy również Kabaret Młodych Panów, który przyłączył się do akcji zbierania oliwek! :) 



Tradycyjnie już przesyłamy pozdrowienia Naszej Wspaniałej Oliwkowej Rodzince! Dziękujemy, że jesteście i wspieracie nas swoją pozytywną energią! 

15 komentarzy:

  1. Pani Asiu cudownie Pani napisała.
    Oliwka będzie zdrowa.
    Rozumie Pani strach.
    Pozdrawiam całą Oliwkową Rodzinkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. To niewprawdopodobne jak Oliwka wydoroślała, przecież ma dopiero 2,5 roczku, Olisia jest genialna, a jej uśmiech , radość, Oliwka jest uratowana , tak zachowuje się zdrowe dziecko, a Pani, proszę wyrzucić z myśli te straszne chwile, które Wasza rodzina musiała przeżyć.Pani Joanno czas zacząć czytać bajki , wpisy o chorych dzieciach tylko Panią dołują, takie było przeznaczenie, nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wsparcie! Przesyłam serdeczne pozdrowienia!

      Usuń
  3. Witam mój synek też miał guza gangloneuroma na nadnerczu wszystko wyszło przypadkowo podczas usg szok szok odrazu padły podejrzenia na neuroblastome myślałam że umre ciągle płakałam ...2tyg go diagnozowano potem operacja usunięte nadnercze z guzem i po 2tyg wynik najlepszy jaki mogliśmy usłyszeć ..trwało to wszystko z 5 tyg bylo to 1.5roku temu kamil miał 6 lat ale moje życie zmieniło się na zawsze na lepsze oczywiście ale strach lęki mam do dziś chodzimy co 3 m-c na kontrole...na drugiej nerce młody ma zmiane 9mm agniopolipoma trzeba obserwować ...też czytam blogi chorych dzieci nie potrafię przestac znajomi krzyczą na mnie ale to wcale mnie nie doluje moje życie bardzo się zmieniło przewartosciowalo.Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, dziękuję za ten wpis:* Dużo zdrowia dla Twojego synka, a dla Ciebie spokoju. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Cudnie Panią czytać, jeszcze lepiej wiedzieć, że Oliwka ma się dobrze, śliczne zdjęcia, a jakie długie włoski:). Jak zwykle czytając, łza kręci się w oku. Ma Pani rację, ja tez żyję dniem dzisiejszym, żyję chwilą, ważne jest tu i teraz, przyszłości nie zmienię, trzeba żyć małymi krokami, a nie wybiegać w przyszłość - to wiem na swoim przykładzie, że choroba może wszystko zburzyć. Czerpmy siłę z każdego dnia przeżytego"normalnie" i takich dni życzę co dzień!Pozdrawiam Naszą Śliczną Oliweczkę!
    Agnieszka L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Agnieszko, dziękuję pięknie za mądre słowa. Ściskam!

      Usuń
  5. M. Breguła "Gdzie jest mój Bóg?"

    Gdybym nie chciał Go znać
    to byłbym nikim
    piłbym złość
    co dzień,
    co noc,
    bo czuję Go.

    Gdybym spotkał Go gdzieś,
    czy coś bym poczuł?
    Boję się,
    że wie o mnie wszystko
    że nie wiem czy jest
    daleko czy blisko?

    Gdzie jest mój Bóg?

    W moim sercu jest coś,
    co śmieszy rozum
    woła mnie
    co noc,
    co dzień
    i boli boli boli mnie!

    Gdzie jest mój Bóg?

    Wariuje świat wariuję ja
    wszystko kręcę męczę i więcej chcę więcej

    Nie bardzo wiem,
    czy wiary też chcę?
    Lecz wciąż mam nadzieję
    że dowiem się.

    Gdzie jest mój Bóg?
    http://www.youtube.com/watch?v=RIJyAzL5brc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow...co mogę powiedzieć...jestem pod wrażeniem...dziękuję:*

      Usuń
  6. Pani Asiu, pięknie potrafi Pani mówić o codzienności...Dziękuję za ten wpis! Moc pozdrowień dla Oliwki!

    OdpowiedzUsuń
  7. Księżniczko Zwycięska, a co to za cuda na tym obrazie, czy to Twoje dzieło, prześliczne. Ściskamy cię z całego serca Waleczna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie to napisałaś Asiu! Myślę, że mimo tego całego cierpienia które doświadczają dzieci chorujące na nowotwory Bóg na swój sposób nad nimi czuwa. Przypadek Adaśka pełny jest przedziwnych zbiegów okoliczności dzięki którym teraz w odpowiedziach na prośby o konsultację z zagranicy wszyscy odpisują, że Adaś jest prawidłowo leczony w Polsce i nikt się nawet nie domyśla, że to kwestia jednego wielkiego przypadku:) Choroba dziecka uczy cieszyć się każdą chwilą, całkowicie przewartościowuje życie, jeżeli tego właśnie chciał nas nauczyć Bóg to mu się udało. Jednak nigdy nie zrozumiem czego chce nauczyć rodziców, których dziecko po długiej i pełnej cierpienia walce jednak przegrywa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz rację, Natalio. Ja też tego nie rozumiem i chyba nigdy już nie pojmę...ponieważ, tu na Ziemi, nie istnieje absolutnie żadna rzecz, która mogłaby ukoić ból po stracie dziecka i dać odpowiedź - "dlaczego"...

    Buziaki dla Adasia!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochani Będzie dobrze musi być dobrze.

    Pozdrawiamy Oliwkową Rodzinkę

    OdpowiedzUsuń