piątek, 30 listopada 2012

Zmiany

Kochani ponieważ napływają do nas informacje o tym, że dokonując wpłat zza granicy ponosicie dodatkowe opłaty manipulacyjne, zwróciłem się do fundacji z prośbą o udostępnienie konta walutowego.

Oto konto do wpłat w obcej walucie, dodałem je również w zakładce "jak można pomóc"

IBAN: PL
Nr konta: 24 1240 3653 1978 0010 1068 8745
SWIFT CODE: PKOPPLPW

Wpłaty w euro są bezpłatne, nie wiem natomiast jak wygląda to z innymi walutami. 

Mamy też nowy plakat!







































Kochani dodaję też link do dropbox'a z projektem ulotki. Jeśli chcecie i macie taką możliwość wydrukujcie ile możecie i rozmieśćcie w miejscach tzw. zbiorowisk ludzkich: zaprzyjaźnionym osiedlowym sklepie, szkole, uczelni, pracy itp... My obecnie drukujemy 1400 sztuk ulotki, która pójdzie jako wkładka do gazety. 



Codziennie dziękujemy z tuzinowi osób i i tak nie jesteśmy w stanie podziękować Wam wszystkim, którzy tak mocno nas wspieracie.

DZIĘKUJEMY Z CAŁEGO SERCA!!!

czwartek, 29 listopada 2012

W domu

Wczoraj (środa), wróciłyśmy do domu. We wtorek, 4 grudnia 2012r., Oliwia przejdzie badanie rezonansem  magnetycznym. Protokól COJEC nie zakłada badań kontrolnych w trakcie, jednakże pojawiły się nowe okoliczności, powiedzmy bardzo niepokojące i niekorzystne...W trybie pilnym została podjęta taka decyzja..Więcej nie napiszę, bo nie mam siły...;(
PS Chciałam napisać, żebyście się modlili za Oliwię i jej powrót do zdrowia, ale Bóg nas chyba nie słucha;(

wtorek, 27 listopada 2012

O pozostaniu na oddziale...

No i niestety, zostałyśmy na oddziale:( Oliwka ma wciąż stan podgorączkowy. Cały dzień marudziła, płakała, była senna i nie miała na nic ochoty. Nie wiadomo, co się dzieje. Crp w normie, więc lekarze mówią, że to nie infekcja, aczkolwiek, na sam wieczór, pociekło jej trochę z nosa - to bardzo niedobrze;/ Za każdym razem, gdy gorączkuje, liczę na to, że to z powodu tkanek martwiczych...chociaż pewnie nie ma na to szans...z chodzeniem gorzej. Nie chcę nawet myśleć, co to oznacza...Patrzyłam dziś na nią, jak sobie nie radzi, jak się przewraca, jak drżą jej nóżki i chciało mi się wyć! I to histerycznie! Dlaczego ta cholerna chemia pomaga innym dzieciom, a jej nie! Dlaczego ten pieprzony guz jest tak zawzięty! Wiem, wiem, nie powinnam tak myśleć, jeszcze nic nie wiadomo...Jednakże, lekarze dali mi odczuć, że jeśli będzie gorzej, to nie oznacza to niczego dobrego...Często piszecie mi, że jestem super mamą, że taka dzielna, twarda, że się trzymam...moi kochani, to tylko pozory...nie radzę sobie, jestem miękka, histerycznie przerażona...Pamiętam,  że przez pierwsze dwa tygodnie od diagnozy, nie dałam sobie prawa do płaczu, załamywania się. Kiedy dzwonił ktoś z rodziny, nasze rozmowy wyglądały tak, że to ja nie płakałam i mówiłam, że będzie dobrze...Nie cierpię tego zwrotu...możecie myśleć, co chcecie, ale po prostu go nie lubię, bo nikt z nas tego nie wie, chociaż każdy by chciał, aby tak było...wolę myśleć, że będzie ciężko, cholernie ciężko...dzisiaj  przyznaję się do tego, że jestem słabym człowiekiem, że sobie nie radzę ze swoimi emocjami...ze strachem, bezsilnością, bezradnością...to jest najgorsze...że nie mogę jej pomóc, że nie potrafię...myślę sobie, że los jest wobec nas tak bardzo niesprawiedliwy...trzy lata - tyle trwało leczenie, abym mogła zostać mamą...potem zagrożona ciąża - walka o każdy dzień...i kiedy wydawało się, że wygraliśmy, los tak bardzo z nas zadrwił...chyba nie mam już łez...czasem czuję taką cholerną pustkę, czasami nie cierpię Boga, kłócę się z Nim, mówię Mu:"masz tyle aniołów w niebie, zabrałeś już tyle dzieci, zostaw moją córeczkę, ona jest potrzebna tu, na Ziemi...przecież jakieś anioły muszą zostać, więc niech to będzie moja Oliwka...może kiedyś będzie onkologiem i wyleczy chore dzieci...więc odpuść, Boże...". I takie właśnie prowadzimy sobie rozmowy...znaczy, to ja wygłaszam monolog, nie wiem nawet, czy mnie słyszy...czasem myślę, że nie słucha...już tyle dzieci odeszło...Chociaż wolę wierzyć, że słyszy, że zmienia swoje wyroki...chociaż sama właściwie już nie wiem...nie odkryję tego, jaki sens, ma takie cierpienie - cierpienie dziecka i jego najbliższych. Kiedy umarł Mateuszek, myślałam, że serce mi pęknie...oddział onkologii dziecięcej, to nie miejsce na Ziemi, to piekło...takie nietypowe, bo pełno tu cierpienia, ale jeszcze więcej Miłości...

poniedziałek, 26 listopada 2012

Czas w Szczecinie

Jakoś mija nam ten drugi dzień leczenia. Oliwka siedzi grzecznie podłączona pod pompę. Przed chwilą poprosiła mnie o kromkę suchego chleba - wygryzła środek i założyła skórkę na rączkę i mówi: "mami, pać, brianzoleta";))) Ogólnie ma dobry humor, z radością wita wszystkie "ciocie", daje chętnie zmierzyć sobie ciśnienie i temperaturę. Jutro płukanie i może uda się nam wyjść do domu.

W sprawie aukcji charytatywnych

Kochani, pragniemy już ruszyć z aukcjami charytatywnymi pt. "Rękodzieła dla Oliwki". Tak, jak wcześniej pisałam, jeśli ktoś z Was robi jakieś kartki świąteczne (okolicznościowe), maluje, rysuje, rzeźbi, robi biżuterię i jeszcze tysiąc innych rzeczy i ma ochotę przekazać to na rzecz Oliwii, to bardzo prosimy o kontakt: oliwialisewska@rocketmail.com (w tytule maila - aukcja charytatywna)lub można daną rzecz/rzeczy wysyłać na adres: Oliwia Lisewska, Modrzejewskiej 55a/2, 75-726 Koszalin. 

Z całego serca dziękujemy!!!!!!!

sobota, 24 listopada 2012

Jesteśmy już w Szczecinie. "Dronka" znowu dostanie "siok" - czekamy na płytki, spadły do 23 tysięcy. W porównaniu z ostatnim poziomem - 2 tysiące, nie jest aż tak źle. Jutro mamy zacząć leczenie.

piątek, 23 listopada 2012

Ruszył blog

23.11.12

Jutro kolejny wyjazd do Szczecina. Przed nami czwarty, podobno bardzo trudny, cykl chemioterapii. Jesteśmy jednak pewni, że i przez niego nasz wojownik przejdzie bardzo dzielnie.

Z dobrych informacji: mamy plakat:

Dzięki hojności naszych darczyńców mamy też możliwość wydrukowania nakładu bezpłatnie. Za co jeszcze raz niezmiernie dziękujemy!!!